Przybyć – bez celu, bez pośpiechu
Gdzie tak naprawdę zaczyna się przybycie?
Co to właściwie znaczy dotrzeć? I skąd będziesz wiedzieć, że tego dokonałeś? Być może ten rodzaj przybycia nie zaczyna się tam, gdzie przekraczasz granicę lub realizujesz plan, ale znacznie ciszej – w sobie. Może przybycie nie jest ostatnim krokiem podróży, ale zaprzestaniem podróży. Nie na zawsze. Ale na razie.
Pozostanie jest często trudniejsze niż odejście
Tak często mówimy o wyruszaniu w drogę, o nowych ścieżkach. Ale być może to nie wyruszenie w drogę jest dla nas największym wyzwaniem. Być może jest nim pozostanie. Prawdziwe, świadome pozostanie. Nie dlatego, że jesteś zmęczony, nie dlatego, że nie masz nic więcej do zrobienia, ale dlatego, że zaczynasz zdawać sobie sprawę, że nie musisz iść dalej. Że nie musisz ciągle wyprzedzać samego siebie. Że możesz przestać chcieć być gdzie indziej.
Zastój jako ruch wewnętrzny
W świecie, w którym ruch jest prawie zawsze utożsamiany z rozwojem, niezwykłe jest pozostawanie w bezruchu. Wydaje się, że ci, którzy szybko się zatrzymują, przegapili okazję. Ci, którzy przestają planować, są postrzegani jako zdezorientowani. Ale co, jeśli największa orientacja polega na dotarciu do samego siebie? Nie jako cel, ale jako wewnętrzna postawa. Nie jako punkt końcowy, ale jako powrót do tego, co było dawno temu.
Zgadzam się z niekompletnym
Być może moment, w którym przybywasz, nie jest momentem, w którym wszystko jest dobrze, ale momentem, w którym nie masz już nic do udowodnienia. Kiedy siadasz, oddychasz, rozglądasz się wokół siebie – i nagle zdajesz sobie sprawę, że tam jesteś. Nie dlatego, że osiągnąłeś wszystko, ale dlatego, że przestałeś próbować uciec. Może właśnie tego ci brakowało: zaakceptowania swojej niekompletności. Uświadomienia sobie, że nie musisz być kimś innym, by odnaleźć spokój. Że nie musisz wspinać się wyżej, by traktować siebie poważnie. Że nie musisz stać się bardziej kompletny, by poczuć się sobą.
Nie cel, ale decyzja
Przybycie nie oznacza, że już niczego nie chcesz. Oznacza tylko, że twoje pragnienie nie jest już skierowane przeciwko tobie. Twoje dążenie nie wynika już z braku, ale z połączenia. I czasami to przybycie dzieje się dość nieoczekiwanie. Żadnego momentu oświecenia, żadnej wielkiej realizacji. Po prostu przeczucie. Oddech. Cicha myśl, która nie musi się już tłumaczyć. Krótka przerwa wewnątrz ciebie, w której wszystko jest przez chwilę jasne, nawet jeśli na zewnątrz nic się nie zmieniło.
To, co najważniejsze, często pozostaje niewidoczne
Być może to właśnie ta cicha świadomość jest tak trudna do uchwycenia. Ponieważ nauczyliśmy się, że to, co się liczy, musi być również widoczne. Ale to, co najważniejsze, często pojawia się dokładnie tam, gdzie nikt tego nie widzi. Tam, gdzie nie trzeba już nikomu niczego udowadniać. Nawet samemu sobie.
Na razie wystarczy
I być może to jest prawdziwe zaproszenie: stać się nieruchomym bez poddawania się. Pozostać tam, nie zamykając się w sobie. Nie robić nic i wciąż być w pełni żywym. Nie jako stan ostateczny. Ale jako decyzja – na tę chwilę. Na ten etap. Na to „teraz”, które być może zawiera wszystko, czego teraz potrzebujesz.
Przybycie nie oznacza, że jesteś gotowy. Oznacza tylko, że jesteś gotowy, by tam być. I może to wystarczy. Nie na zawsze. Ale na razie.